Zarejestruj się u nas lub też zaloguj, jeśli posiadasz już konto. 
Forum www.kjmorganville.fora.pl Strona Główna

Zajeżdzanie [part: 1]

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.kjmorganville.fora.pl Strona Główna -> Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Chocky
Właścicielka stajni



Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:47, 02 Paź 2009 Temat postu: Zajeżdzanie [part: 1]

Do WSR Obsesja przyjechałam nieco wcześniej, by przed rozpoczęciem zajeżdżania Coco Chanel nieco ją poobserwować. Od Chocky wiedziałam, że jest małym diabełkiem, więc etap obserwacji był tym bardziej ważny.
Wysiadając ze swojego pick-upa, początkowo ruszyłam do stajni – zameldować się Chocky. Dobrze by było, żeby wiedziała, że już jestem. No, a poza tym, chciałam się dowiedzieć, czy przygotowała to, o co prosiłam – wolny roud-pen, kantar dopasowany już do Coco i uwiąz.
Chocky spotkałam już na korytarzu stajni. Pomachałam jej, uśmiechając się lekko i podeszłam do niej.
-No i jak? Wszystko gotowe? Coco na wybiegu?
Gdy uzyskałam potwierdzenie na swoje pytania, pożegnałam się z Chocky, po czym objaśniając, co będę robić w najbliższym czasie, ruszyłam w kierunku pastwiska, biorąc wcześniej ze sobą kantar z uwiązem.

Obserwacja Coco potrwała około godziny. Siedząc na ogrodzeniu pastwiska, nie robiłam nic, poza wodzeniem wzrokiem za klaczą. Faktycznie, diabełek. Chocky nie przesadzała. Mimo to, charakter źrebaka nie zraził mnie. Wprawdzie, może być trochę ciężej niż ze spokojnymi końmi, może też potrwa to trochę dłużej (chociaż podobno Coco jest bardzo zdolnym koniem, więc może wcale dłużej nie będzie), ale z pewnością nie będzie większego problemu z zajeżdżeniem jej.
Nie wiedziałam, że spędziłam na obserwacjach godzinę. W gruncie rzeczy, w trakcie treningów z koniem nie liczyłam czasu. Nie wiedziałam, ile to wszystko trwa, dopiero później inni mówili, że były to dwie godziny czy też godziny pół. Dla mnie jednak to nie było zbyt ważne. Poświęcałam koniowi tyle czasu, ile potrzebował, i już.
Tak też miało być i teraz. Nie zamierzałam się spieszyć. Lekko zeskoczyłam z ogrodzenia na pastwisko, niespiesznie ruszając do młodej klaczy. Ta hasała, brykała w okolicy reszty stada, ani myśląc dać się złapać. Trzeba więc ją złapać sposobem. Lekko zboczyłam z trasy, nie kierując się już do źrebięcia, lecz do najbliższego z dorosłych koni – nie wiem, którego, nie znałam ich. Gdy dotarłam do niego, ułożyłam dłoń na jej łopatce, poklepując lekko. Koń ani drgnął, ja za to czekałam, obserwując Coco. Młoda klaczka zastrzygła uszami, zaraz jedno z nich kierując ku mnie. Nadal jednak trzymała się po drugiej stronie dorosłego konia. Gdy tem jednak nie okazywała niepokoju, młoda klacz także zaczęła się powoli zbliżać. Była chyba zbyt radosna i ciekawska, by nadal pozostawać z dala ode mnie. Gdy Coco była ledwie kawałek ode mnie, wysunęłam nieznacznie ku niej dłoń. Odskoczyła, ja jednak nie cofnęłam dłoni. Wprawdzie faktyczny trening zaczyna się na round-penie, ale nie zaszkodzi już powoli zdobywać zaufanie klaczki, u której zresztą ciekawość znów w pewnym momencie wzięła górę. Niepewnie, krok po kroku, zaczęła się zbliżać. Przed moją dłonią znów zatrzymała się, wahając się. Ostatecznie jednak podeszła, muskając mą dłoń chrapami. Nie zakładając jeszcze kantara, przesunęłam palcami po pysku klaczy. Znów cofnęła się lekko, ale już nie tak gwałtownie, jak poprzednio. Po chwili za to odsłoniła zęby, kierując je ku mojej ręce. Teraz to ja ją cofnęłam, lecz niezbyt gwałtownie i tylko tyle, by uniknąć zębów klaczy, która z kolei zaczęła się coraz lepiej bawić. Nadal kontrolnie spoglądając na pasącego się obok konia, zaczęła przybliżać się do mnie, usilnie chcąc złapać zębami za cokolwiek mojego. Cóż, a więc koniec zdobywania zaufania, przynajmniej tutaj. Czas przejść do faktycznych ćwiczeń. W odpowiednim momencie łagodnie nasunęłam kantar na pysk Coco i zaczęłam prowadzić ją w kierunku wyjścia z pastwiska. Opierała się. Nie szarpałam jej. Utrzymując tylko napięty uwiąz, czekałam, aż Coco sama znów ruszała z miejsca. Nie zamierzałam się z nią siłować, lecz nakłaniać do ruszenia z własnej woli.
Zatrzymywała się jeszcze kilka razy, lecz do round-penu doszłyśmy i tak dość szybko. Gdy tylko zamknęłam za nami bramkę lonżownika, zdjęłam klaczce kantar, odwieszając go wraz z przypiętym do niego uwiązem na ogrodzenie round-penu. Coco była wyraźnie niezadowolona, brykała parę razy, wierzgała, okazując swe wzburzenie. A ja czekałam, oparta o ogrodzenie, ponownie utwierdzając się, że z młodej klaczy faktycznie jest niezłe diablątko.
Po jakimś czasie uspokoiła się. Mogłam zacząć zajeżdżanie. Odepchnęłam się lekko od ogrodzenia, zaraz też podchwytując wzrokiem spojrzenie klaczy. Wyprostowałam się, przyjmując pewną, stanowczą postawę. Klacz zarżała cicho, rzucając się do galopu dookoła round-penu. Nie odwracałam wzroku, cały czas zmuszając ją do biegu. Po chwili jednak oderwałam spojrzenie od oczu klaczy, przenosząc je gdzieś na bok. Ciężko było mi nie patrzeć na reakcję klaczy, lecz nie zajeżdżałam konia pierwszy raz. Wiedziałam, że nie wolno mi na nią spojrzeć. Więc nie patrzyłam. Zdając się na słuch, zorientowałam się, kiedy zwolniła – najpierw do kłusa, potem do stępa, a jeszcze później do stój. Skierowała wewnętrzne ucho ku mnie, w końcu przestając się interesować końmi widocznymi niedaleko na pastwisku, lecz mną. Wtedy znów spojrzałam jej w oczy. Ponownie rzuciła się do biegu, nie odwróciła już jednak ucha. Jej uwaga była skupiona na mnie. Czekałam. Coco była uparta, z początku niezbyt chętna do współpracy. Faktycznie, na pierwsze oznaki, że chciałaby do mnie dołączyć, musiałam czekać nieco dłużej niż przy innych koniach. Klacz nie była pewna, co zrobić. Mimo to, moja cierpliwość została nagrodzona.
Pierwsze, co zrobiła, to nieznacznie obróciła pysk ku mnie, wpadając przy tym łopatką do wewnątrz. Potem, po kolejnej dłuższej chwili nastąpiło żucie w jej wykonaniu i „memłanie”. Po tym z kolei nie musiałam długo czekać, aż obniżyła szyję – najpierw w kłusie, potem w stępie. Pozwalałam jej już stępować, kątem oka tylko (tak, by jej znów nie spłoszyć) obserwując jej poczynania. Cały czas z pyskiem przy ziemi, chodziła coraz wolniej dookoła round-penu. Gdy tylko przyjęłam postawę bierną, podeszła do mnie, zatrzymując się tylko parę razy, by zobaczyć, czy jej nie odgonię. Nadal trochę niepewna (ciężko było zdobyć jej zaufanie), była jednak wyraźnie bardziej zrelaksowana i ufna, niż przed sesją. Poklepałam ją łagodnie po szyi, zaraz przesuwając dłonią wzdłuż szyi do łopatki, potem przez bok i do zadu. To samo uczyniłam z drugiej strony. Potem musnęłam palcem okolice jej uszu, chrap, oczu. Stała spokojnie, tylko przy oczach nieznacznie cofając łeb. Nie nalegałam, cofnęłam rękę.
Nieufna klacz powoli zaczęła się przekonywać. Mimo to, nie zamierzałam jeszcze zakładać jej siodła – ani dziś, ani na kolejnej sesji. Mały diabełek był humorzasty, poza tym jeszcze niezbyt pewny, a ja nie chciałam jej płoszyć, straszyć, powodować wybuchy nieoczekiwanych zachowań. Zamierzałam dać jej czas na to, by spokojnie akceptowała mą obecność, każdy ruch, dotknięcie, bez takich niepewnych reakcji jak teraz.
Na zakończenie zrobiłam jeszcze parę kółek w jedną i w drugą stronę dookoła round-penu. Cały czas Coco trzymała pysk przy moim ramieniu, posłusznie idąc ze mną.
Po tym wszystkim łagodnie nałożyłam jej kantar i znów odprowadziłam na pastwisko. Co ważne, tym razem klacz nie opierała się, a ja wiedziałam, że to nie tylko kwestia tego, że idzie do innych koni, na wybieg. To dzisiejsza sesja odegrała ważną rolę w tym, że Coco nabrała zaufania do człowieka.

Ta pierwsza sesja była bardzo znacząca w zajeżdżaniu Coco. Rozpoczęcie budowania zaufania u konia jest elementem podstawowym, a w przypadku Coco Chanel był on bardzo udanie zrealizowany. Choć klacz to nieco uparty, nieufny i zdecydowanie nieprzewidywalny, humorzasty koń, zaczęła się przekonywać do człowieka – i mimo że nie do końca jeszcze wiedziała, kiedy mi ufać, a kiedy nie, wszystko było na dobrej drodze i jeśli tak dalej pójdzie, już niebawem będzie można rozpocząć z nią ćwiczenia z siodłem, a może i jeźdźcem na grzbiecie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum www.kjmorganville.fora.pl Strona Główna -> Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme TeskoRed created by JR9 for stylerbb.net & Programosy
Regulamin