Trening: ujeżdżenie kl.P (YarisA/11.10.2009)

Marcepan

Zostało zlecone mi przypomnienie ujeżdżenia P z Chocolate Shoutem. Rozpoczęłam jednak od przygotowania konia lecz co się okazało? Wałach był czyściutki i osiodłany, stał przypięty do uwiązu w boksie. Zdziwiło mnie to, ale zauważyłam krzątającą się w pobliżu Marcepan.
- Koń gotowy – tylko wsiadać i jechać – uśmiechnęła się do mnie.

Wyprowadziłam więc konika, podpięłam popręg i już wsiadłam. Przeprowadziłam z nim rozgrzewkę w stępie, kłusie i galopie, a potem zaczęła ćwiczyć pojedyncze figury. Zaczęłam od zatrzymania. Wykonał wspaniale więc dałam mu sygnał do cofnięcia się. Wykonał ładnie podstawiając się pod siebie. Bez zatrzymania zakłusowanie. Szedł ładnie skróconym, potem dałam łydkę i wydłużył krok. Ładnie wyciągał przed siebie nóżki. Z zakrętu zagalopowałam skróconym. Przegalopowałam dwa foulee zmieniłam w locie nogę i tak trzy razy. Nie miał z tym większych problemów, więc poklepałam go. Zatrzymałam go z galopu do stój. Z tego do kłusa i ósemka. Po tym jedna prosta i wolta. Zagalopowałam po wolcie i zrobiłam z nim serpentynę.

- Jak wam idzie? – Marcepan widocznie skończyła w stajni i przyszła nas zobaczyć.
- W porządku, jest bez problemowy.
- Mogę popatrzyć na was?
- To przecież twój koń nie? – uśmiechnęłam się.

Wykonałam więc kilka ćwiczeń czyli: kłus skrócony, kłus wyciągnięty, wolty, pół wolty, ósemki, galop skrócony, zatrzymanie i cofanie. Poklepałam go po łopatce po wykonaniu tego małego programu. Wałaszek szedł dobrze, zdecydowanie, bez większych oporów. Czasem zapominał się co do gonienia zadem, ale raczej szedł ładnie. Gdy podjechałam do Marcepan, aby usłyszeć jej opinię, Choco czymś się zainteresował, a w pewnym momencie zrobił zwrot na zadzie i strzelił kilka baranów wyciągając łeb prosto do ziemi. Udało mi się utrzymać, a w tym czasie konik stanął prosto do wyimaginowanego niebezpieczeństwa, nastawił uszy i mocno wciągał powietrze przez chrapy. Zanim zdążyłam się pozbierać koń znowu zawrócił i ruszył galopem do samego końca padoku. Tym razem jednak nie brykał tylko uciekał w popłochu. Marcepan widziała co się dzieje i poszła zobaczyć co go tak denerwuje. Okazało się, że ktoś inteligentnie zostawił zdechłą krowę na polu, że się rozkładała bardzo śmierdziało i to padliną. Przecież to ten zapach, który płoszy każde zwierze roślinożerne.

- Chyba sobie dzisiaj już zbyt dużo nie poćwiczysz tutaj, może na hali?
- Dobra. Ale tam to już tylko pojeżdżę tak rekreacyjnie.
- Ok.

Wywędrowałam więc na halę z niespokojnym konikiem i tam dałam mu łydkę do zagalopowania, po ówczesnym zebraniu. Szedł ładnie, zrobiłam z nim kilka wolt, potem kilka zmian nogi. Na koniec kilka ćwiczeń w kłusie i występowanie z luźną wodzą. Poklepałam jeszcze nie co spiętego konia i zeszła z niego. Był trochę mokry, więc zdjęłam siodło, splątałam wodzę i puściłam go, aby sam sobie pochodził. Choco ruszył kłusikiem i pochodził sobie trochę co jakiś czas zatrzymując się. Załapałam konika i zaprowadziłam do stajni. Tam wyczyściłam kopyta i dałam cukierka. Marcepan pożegnała mnie i poszłam do domu po drodze czując okropny zapach padliny, który zaczął się rozchodzić po ośrodku.